poniedziałek, 27 czerwca 2011

Na arabskim suku

Rzeczą, która uderza polskiego turystę odwiedzającego pierwszy raz arabski suk jest wszechobecny brak etykiet z cenami. To dezorientuje. Bez znajomości lokalnych cen nie ma się punktu odniesienia przy negocjacjach. W dłuższej perspektywie jest to uciążliwe, i stąd pod koniec urlopu tęsknimy za polskimi sklepami. Chcemy aby zakupy przestały być czasochłonnym rytuałem, a stały się znów prostą czynnością.


Panie mecenasie, ile?
Osoba po raz pierwszy wybierająca się do prawnika może czuć się podobne do turysty na arabskim targu. W naszej branży - generalnie - nie posługujemy się dostępnymi publicznie "cennikami". Większość usług musi (???) być wyceniona indywidualnie. Zanim to nastąpi potencjalny klient może uzyskać jedynie ogólne informacje o wysokości stawki godzinowej, cenie konsultacji czy prostej usługi. Praktyczna wartość takiego komunikatu jest niewielka. Na jego podstawie klient nie pozna odpowiedzi na kluczowe pytanie: "ile to będzie kosztować?"

W dłuższym okresie stan taki nie może się utrzymać. Powszechny dostęp do informacji (internet) zwiększa świadomość konsumentów, zmienia przebieg procesów zakupowych i relacji pomiędzy sprzedającymi a kupującymi (na korzyść tych drugich). Nie ma przy tym jakichkolwiek racjonalnych podstaw do tego, aby pielęgnować w sobie przekonanie, że tendencja ta nie dotyczy branży prawniczej.


"Informacje" ze strony www
Większość kancelarii prawnych posiada własną stronę internetową. Niezależnie od rozmiaru działalności,  profilu i rodzaju klienteli strony te (z nielicznymi wyjątkami) nie zawierają żadnych informacji o cenach świadczonych usług.

Substytutem cennika jest niekiedy podstrona o zasadach ustalania wynagrodzenia kancelarii. W zależności od inwencji autora teksty takie są mniej lub bardziej obszerne, ale wszystkie dzielą wspólną cechę - nikt ich nie czyta. Trudno się temu dziwić - piętrowe (i często teoretyczne) "wywody" o wynagrodzeniu wg stawki godzinowej, zasadach ustalania ryczałtu czy rozliczeniach w "systemie mieszanym" nie mają dla klientów żadnego znaczenia. Nie dostarczają bowiem odpowiedzi na podstawowe pytanie "ile?". Dopóki to się nie zmieni, dopóty strona internetowa kancelarii nie będzie "sprzedawać" - w formacie "bezcennym" po prostu nie ma takiej możliwości.


Panie mecenasie, ile (i dlaczego tak drogo)?
Różne gremia prawnicze narzekają, że Polacy nie mają zwyczaju korzystać z pomocy prawnej. Jako przyczyny takiego stanu rzeczy wskazuje się "niską świadomość prawną społeczeństwa" oraz obiegową opinię o wysokich cenach usług prawniczych. Czy wobec braku dostępu do informacji cenowej przekonanie o astronomicznych honorariach prawników może jednak kogokolwiek dziwić?

wtorek, 14 czerwca 2011

Prawnicy i media społecznościowe

W 2009 roku miałem okazję wysłuchać wystąpienia Richarda Susskinda (o jego książce pisałem tutaj) na temat przyszłości usług prawniczych. W trakcie przemówienia, dla zilustrowania tezy o powszechnym wykorzystywaniu mediów społecznościowych, prelegent zapytał publiczność o to czy używają youtube'a, facebook'a czy twittera. Pan Susskind popełnił taktyczny błąd - zadał pytania, na które nie znał odpowiedzi (choć myślał inaczej). Odzew z sali był praktycznie zerowy.


Nie do końca sprawa pokoleniowa
Średnią wieku uczestników opisanego wyżej wykładu określiłbym jako 50+. Okoliczność ta jest istotna w kontekście korzystania z mediów społecznościowych, albowiem w tej grupie wiekowej nie są one szczególnie popularne. Z moich obserwacji wynika jednak, że także prawnicy z "wyższym" nr pesel generalnie nie używają (jeszcze?) mediów społecznościowych w związku ze swoją aktywnością zawodową. Nie znają, nie mają czasu, nie potrzebują.
Czy stan ten ulegnie zmianie? Pewnie tak, ale kiedy i do jakiego stopnia trudno dziś stwierdzić.


Nie tylko w Polsce
Wydaje się, że tendencja taka występuje także na bardziej rozwiniętych (technologicznie i organizacyjnie) rynkach prawniczych. Oczywiście skala wykorzystania platform społecznościowych przez prawników jest tam większa, ale nie jest tak, że udział w tych mediach jest standardem. Świadczy o tym pośrednio choćby ilość materiałów, które mają na celu dostarczenie podstawowych informacji o narzędziach społecznościowych (zauważ: w roku 2011 - nie licząc publikacji w stylu "internet dla seniorów" - nie ma już potrzeby zamieszczania instruktaży pn."co zrobić by mieć własny e-mail").


Gdzie dowiedzieć się więcej?
Social media funkcjonują dzięki internetowi i tam też znajdziesz informację o tym jak z nich korzystać. Jeżeli nie masz zbyt wiele czasu (a zapewne tak właśnie jest) polecam broszurę opracowaną przez firmę Robert Half "Business Etiquette: the new rules in a digital age". Dowiesz się z niej m.in. jak korzystać z LinkedIn, czy dodać swojego szefa do grona znajomych na facebook'u oraz dlaczego warto dobrze zatytułować e-maila.
Krótko, syntetycznie i na temat.