wtorek, 27 grudnia 2011

2011 - Przegląd wydarzeń

Do końca roku zostało kilka dni. Pora na krótki przegląd wydarzeń, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. Ograniczę się do tych, które uważam, ze istotne w kontekście poprzednich wpisów podsumowujących rok 2011 (tutaj i tutaj). 
A więc:

  • styczeń - grudzień: blogi prawnicze; coraz większa grupa prawników przekonuje się do tej formy obecności on-line; dotyczy to zarówno małych, średnich jak i dużych kancelarii; wśród blogów powstałych w 2011 roku wymienić można choćby: blog Pawła Judka o prawie transportowym, blog Kaliny Jarosławskiej o prawie pracy, blog Agnieszki Swaczyny o prawie cywilnym, blog Karola Sienkiewicza o dochodzeniu wierzytelności czy blog o prawie nowych technologii i internecie prowadzony przez prawników z Wierzbowski Eversheds; polska blogosfera prawnicza rozrosła się do tego stopnia, że pod koniec roku uruchomiono nawet katalog blogów prawniczych (większość z nich znajduje się także na liście zamieszczonej na tym blogu);

  • styczeń - grudzień: nowego rodzaju niezamówionie informacje handlowe; w tym roku, obok "tradycyjnego" spamu, na kancelaryjnego maila wpływa sporo niespotykanych dotąd ofert: zapytania od indyjskich prawników gotowych przyjąć od nas pracę w ramach LPO (bardzo egzotyczne), propozycje współpracy od prawników z rajów podatkowych, abonamenty na wideokonferencje i komunikatory internetowe; regularnie też (i częściej niż w poprzednim roku) kontaktowały się z nami firmy oferujące tworzenie i pozycjonowanie stron www; w natłoku takich propozycji oferty kredytów "bez zaświadczeń" stanowiły nikły procent;

  • kwieceń: Rzeczpospolita publikuje Ranking Kancelarii Prawniczych 2011; tegoroczny ranking pojawia się w formacie dobrze znanym z lat ubiegłych; i to zastanawia, bo ten rok jest inny; albo autorzy rankingu uznali, że z jakichś przyczyn nie należy zmieniać jego formuły, albo coś przeoczyli, albo nie dysponowali dostateczną liczbą materiałów; nie wiem, aczkolwiek w kolejnej edycji rankingu wskazane byłyby pewne modyfikacje;

  • kwiecień: ukazuje się pierwszy numer Midy; jest to obecnie najciekawsze czasopismo dla prawników; po Midę sięga się z chęci, nie z obowiązku;

  • sierpień: grupa Onet.pl SA uruchamia serwis z poradami prawnymi; prawnicy powinni obserwować rozwój tego i podobnych serwisów; będzie ich więcej;

  • wrzesień: we Wrocławiu odbywa się Kongres Federacji Adwokatur Europejskich; temat kongresu: "Prawnik i media społecznościowe";

  • październik: anty-wydarzenie; sądziłem, że najpóźniej w IV kwartale tego roku dostawcy systemów informacji prawnych zaprezentują nam nowe, bardziej zaawansowane technologicznie "produkty"; błąd w założeniach - tak się nie stało (sprostowanie: CH Beck testuje obecnie zmodyfikowaną wersję Legalisa, który ma być "wyszukiwarką nowej generacji");

  • pierwsze dni listopada: Naczelna Rada Adwokacka zakłada profil na facebook'u; posunięcie ciekawe, zwłaszcza w kontekście dość niespójnych komunikatów adwokatury co do dopuszczalnych granic wykorzystywania sieci przez adwokatów; 

  • 28 listopada: po raz pierwszy w historii samorząd radcowski umożliwia radcom prawnym udział w szkoleniu zawodowym w formie on-line (i zdobycie w ten sposób punktów szkoleniowych); krok w dobrym kierunku; w przyszłym roku życzyłbym sobie więcej takich szkoleń;

  • grudzień: osoby zainteresowane "wykorzystaniem technologii internetowych do świadczenia usług prawnych" mogły uczestniczyć w konferencji zorganizowanej przez Rzeczpospolitą (koszt 990 zł netto/osoba); dotychczas oferta szkoleniowa "Rz" dla prawników nie obejmowała takiej tematyki; i jeszcze jedno: za taką wiedzą trzeba już płacić  (wkrótce będziemy płacić jeszcze więcej).

Tyle w kalejdoskopowym skrócie, o tym co działo się na naszym rynku. Przy okazji polecam bardzo ciekawy post Jordana Furlonga (tutaj), w którym przedstawia on (w ujęciu globalnym) prognozy na rok 2012. Warto przeczytać. 


I to jest ostatni w tym roku post. Szczęśliwego Nowego Roku! 

środa, 14 grudnia 2011

Jaki był rok 2011 dla prawników? (2)

W poście podsumowującym 2011 rok (tutaj) wskazałem na 4 trendy świadczące o tym, że sposób funkcjonowania naszej branży zaczyna się zmieniać. Każdy z nich wywołany jest - pośrednio lub wprost - przemianami w otoczeniu technologicznym. 


10% przekonanych decyduje o zmianie?
Potrzebowaliśmy trochę czasu, aby zrozumieć, że zachodzące wokół procesy zmian będą miały wpływ na sposób świadczenia przez nas usług. Musieliśmy też przyswoić - w podstawowym choćby zakresie - nową, pozaprawniczą wiedzę. Teraz jednak powinno pójść szybciej. Z dwóch powodów.


Po pierwsze - prawnicy są na ogół bystrzy, zdyscyplinowani i potrafią adaptować się do nowych sytuacji. Zwłaszcza, gdy motywują do tego przesłanki ekonomiczne. 


Po drugie - wskazują na to...  wyniki badań sieci społecznych. Na przykład tych przeprowadzonych przez Social Cognitive Networks Academic Research Centre. Bardzo ciekawie opowiadał o nich kierownik tej jednostki - prof. Bolesław Szymański (Polityka, nr 2826,"Wolność w sieciach").


Wyjaśnił on, że opinia mniejszości oscyluje wokół wartość początkowej, dopóki nie osiągnie wartości krytycznej. Kiedy to nastąpi opinia mniejszościowa "rozszerza się jak płomień i w krótkim czasie zyskuje akceptację całego społeczeństwa". Wartość krytyczna wynosi średnio 10% (jest wyższa, gdy pośród wyznawców opinii większościowej istnieje wąska grupa zdecydowanych zwolenników określonego poglądu). 


Ile procent przekonanych prawników?
A jak te badania mają się do prawników i podsumowania 2011 roku? Zacznę od tego, że co do jednego jesteśmy zgodni: rynek jest trudny i będzie coraz trudniejszy. Na tym jednak kończy się konsensus. Dalej mamy dwie opinie:

  • większościową - nasza branża jest wyjątkowa, bo świadczone przez nas usługi są wyjątkowe, i dlatego nie należy i nie da się wykonywać ich inaczej, niż w ramach obecnego modelu;
  • mniejszościową - obecny model świadczenia usług prawniczych jest osadzony w standardach operacyjnych należących do XX wieku, coraz mniej przystaje on do aktualnych realiów; rozdźwięk ten z każdym rokiem wzrasta i dlatego prawnicy powinni zmienić tak sposób myślenia o swoje pracy, jaki i jej wykonywania.


Nie wiem jaki procent prawników dziś opowiada się za poglądem mniejszościowym. Pewne jest jednak to, że ich liczba wzrasta. O ile w roku 2009 i 2010 grupa ta oscylowała wokół pewnej wartości początkowej, o tyle w roku 2011 roku jej liczebność zwiększyła się. Zwłaszcza w drugiej połowie tego roku. Myślę, że każdy miesiąc będzie przybliżać nas do osiągnięcia wartości krytycznej. Daty? Dziś nie do określenia.

Richard Susskind przewiduje (tutaj), że zasadnicze zmiany w branży nastąpią w perspektywie 5 lat. Dotyczy to relacji brytyjskich i dużych graczy, ale z pewnością będzie to miało wpływ także na inne segmenty rynku. Czy odnosi się to także do naszych, polskich realiów? Dlaczego by nie?

sobota, 10 grudnia 2011

Są rzeczy, których nie należy robić

Sprawy etyki traktuję poważnie. Żadne względy solidarności koleżeńskiej nie mogą usprawiedliwiać tolerowania nieetycznych zachowań. Uważam, że w każdym przypadku, gdy dowiemy się o takim zdarzeniu należy reagować. 
Tyle tytułem wstępu. A teraz konkret. 


Jak klient stał się kontrahentem
Rzecz dzieje się w średniej wielkości mieście. Do adwokata przychodzi klient. Twierdzi, że ma wierzytelność, którą chce egzekwować. Przedkłada komplet dokumentów do sprawy (w tym - to ważne - pisma rzekomego dłużnika, który kategorycznie kwestionuje dług). Zapewne też relacjonuje prawnikowi okoliczności sprawy. Adwokat analizuje otrzymany materiał. Jak dotąd wszystko jest w porządku. Co jednak dzieje się dalej?


Otóż pan mecenas nie podejmuje się prowadzenia sprawy. 


Zamiast tego kupuje od klienta wierzytelność za 40% jej wartości. W umowie z klientem (forma: z podpisem poświadczonym notarialnie, koszty rejenta ponosi... klient) ten udziela adwokatowi określonych gwarancji. M.in. zapewnia, że wierzytelność istnieje w pełnej wysokości, oraz że nie ma jakichkolwiek okoliczności faktycznych lub prawnych, które mogłyby skutkować oddaleniem powództwa o zapłatę. Gdyby okazało się, że tak nie jest adwokat może od umowy odstąpić, a klient ma natychmiast zwrócić otrzymaną cenę. Dodatkowo - klient ma zwrócić adwokatowi jego koszty, określone ryczałtowo na poziomie 45% ceny. 


Biznes rodzinny 
Dalej nasz adwokat-powód występuje do sądu (ale nie w mieście, w którym prowadzi kancelarię). Reprezentuje go w tej sprawie inny adwokat (prywatnie - żona).


Sąd gospodarczy, który rozpoznaje sprawę postanawia przekazać sprawę do wydziału cywilnego. Wyjaśnia, że dochodzona przez adwokata-powoda wierzytelność nie jest związana z wykonywaną przez niego działalnością zawodową. Akta trafiają do sądu cywilnego w mieście, w którym adwokat mieszka (i prowadzi kancelarię). Jeden po drugim, wszyscy sędziowie wydziału cywilnego wyłączają się ze sprawy. Akta zostają przesłane do kolejnego sądu...


Święta krowa?
Myślę, że w opisanym przypadku nie mamy do czynienia z cesją dla inkasa, która mieściłaby się w granicach dozwolonych zasadami etyki zawodowej. Uważam, że czynni zawodowo adwokaci (tak samo radcy prawni) nie powinni łączyć tej aktywności z działalnością zarobkową polegającą na skupowaniu wierzytelności od osób, które zwracają się do nich po poradę. Zwłaszcza gdy, płacą za nie 40% wartości, a całe ryzyko jej sądowego dochodzenia przerzucają na zbywcę. Dla mnie jest to oczywiste. 


W tej sprawie jest też druga kwestia. Otóż zdaje się, że "praktyka biznesowa" rzeczonego adwokata jest w stosunkach lokalnych powszechnie znana. Wskazuje na to pośrednio reakcja sędziów. Mimo tego jest ona prowadzona bez większych przeszkód. O co chodzi? Czy przedsiębiorczy adwokat jest lokalnie świętą krową? Tuzem palestry nie do ruszenia? A może po prostu nikt nie uznał za stosowne zwrócić panu mecenasowi uwagi, na to że nie powinien wyzyskiwać klientów? Bo to po ludzku nieładnie, a do tego sprzeczne z etyką, która jest jednym z filarów wykonywania tego zawodu.

środa, 7 grudnia 2011

Jaki był rok 2011 dla prawników? (1)

W czerwcu br., zamieściłem na tym blogu post o prawnikach i mediach społecznościowych. Napisałem w nim m.in., że prawnicy - generalnie - nie wykorzystują tych mediów w związku ze swoją działalnością. Wówczas była to prawda. Dalej stwierdziłem, że stan taki zapewne ulegnie zmianie, choć trudno określić kiedy i w jakim stopniu. Dziś (6 miesięcy później) myślę, że ta ocena była zbyt sceptyczna. Powinienem był napisać "stan taki niebawem ulegnie zmianie".


Podsumowanie roku
Grudzień to dobry czas na podsumowanie roku, który ma się ku końcowi. A działo się sporo. Oczywiście, mógłbym skoncentrować się na tym, że liczba prawników wzrosła, świadomość prawna społeczeństwa jest nadal niska, a postępowania sądowe nie toczą się szybciej. Ale pod tymi względami rok 2011 nie jest odmienny od poprzedniego.


Co ważnego dla prawników wydarzyło się w 2011 roku?
Tym co zdecydowanie odróżnia rok 2011 od lat ubiegłych jest rozpowszechnienie się wśród prawników przekonania o potrzebie dostosowania dotychczasowego modelu świadczenia usług prawniczych do aktualnych warunków społecznych, gospodarczych i technologicznych.

Co to oznacza i w jaki sposób przejawia się w praktyce? Otóż, moim zdaniem wskazać można następujące trendy:

  • szersze wykorzystanie technologii dla poprawy konkurencyjności kancelarii;
  • zwiększenie nacisku na specjalizację;
  • zmiana form obecności prawników on-line oraz sposobów komunikowania się z klientami;
  • zwiększenie aktywności kancelarii w zakresie działań brandingowych.

Od razu chciałbym też zaznaczyć, że:

  • wymienione wyżej trendy występowały także w poprzednich latach, ale nie były tak intensywne;
  • ich natężenie różni się w zależności od wielkości i lokalizacji kancelarii; i najważniejsze:
  • nie twierdzę, że w 2011 roku wśród polskich prawników dokonał się technologiczny bądź mentalny przewrót; nic takiego nie miało miejsca; doszło natomiast do wyraźnego zawiązania się fundamentów, które w roku 2012 i dalej będą katalizować zmiany w naszej branży. 


W kolejnych grudniowych postach będę kontynuował temat.

Bardzo byłbym ciekaw opinii innych prawników (i nieprawników). Jeżeli uważasz, że się mylę, że coś pominąłem, albo masz inny pogląd na poruszone tematy - zamieść komentarz i podziel się swoim zdaniem.

wtorek, 22 listopada 2011

Przegląd brytyjskich blogów prawniczych

Od niedawna David Allen Green recenzuje co ciekawsze posty pochodzące z brytyjskich blogów prawniczych. Przegląd pojawia się raz w tygodniu, na portalu The Lawyer.


Wiele tekstów dotyczy spraw uniwersalnych, które mogą zainteresować także polskich prawników. Na przykład: post o tajemnicy zawodowej w kontekście korzystania z akt klientów podczas podróży transportem publicznym (vide: poranny pociąg do Warszawy:)). Albo: post o tym dlaczego praca z prawnikami ...nie należy do łatwych.


Dodatkowo: sądzę, że warto na bieżąco śledzić to, co dzieje się w największym laboratorium prawniczym na świecie (o czym pisałem tutaj).

czwartek, 10 listopada 2011

Chwilę przed burzą (mózgów)

Lubimy dyskutować. Nie raz miałem okazję przysłuchiwać się rozmowom, w których prawnicy starali się rozwikłać określone zagadnienia prawne. W tym celu podawali różne argumenty, budowali piętrowe konstrukcje i żarliwie próbowali przekonać innych do słuszności lansowanego przez siebie poglądu. Wielokrotnie "spór" był tak zażarty, a zarazem wyrównany, że w końcu ktoś postanawiał rozstrzygnąć go definitywnie "tu i teraz". Następowało odwołanie się do odpowiedniego "źródła wiedzy". I bardzo często okazywało się, że ... problemu nie ma, a to dlatego, że:

  • stan prawny uległ zmianie; albo
  • przepis brzmiał inaczej niż uważano, albo 
  • dana kwestia została już rozstrzygnięta w doktrynie lub orzecznictwie.

Z tej przyczyny, kilka lat temu, umówiliśmy się w naszej kancelarii, że każdą burzę mózgów poprzedza sprawdzenie przepisów, komentarzy, orzeczeń. Trzymamy się tego i sądzę, że na przestrzeni lat zaoszczędziliśmy setki godzin czczej gadaniny.

A teraz pakuję plecak i jadę w góry. Miłego weekendu wszystkim życzę.:)

środa, 9 listopada 2011

Sala zrywa boki

Zwrot "chwyt poniżej pasa" znajduje się od wielu lat w powszechnym użyciu. Nic w nim nadzwyczajnego. Dotąd nie dostrzegałem w nim jakiegoś szczególnego potencjału humorystycznego. Okazuje się, że jest inaczej. Wystarczy, że wyrażeniem tym posłuży się gej. Wtedy cała sala zrywa boki ze śmiechu. Szokujące jest to, że nie była ta sala w wiejskiej remizie, a sala plenarna na Wiejskiej. Szczelnie wypełniona posłami nowej kadencji... 


Aż strach pomyśleć, co stało by się gdyby poseł Biedroń, starając się uspokoić zgromadzonych, powiedział "proszę się nie śmiać, to nie był dowcip".


A skoro jest to blog dla prawników, to zamieszczam link do bloga Law and Sexuality. I takie blogi istnieją, a dzisiejsze zdarzenie w Sejmie pokazuje, że nie bez przyczyny.

środa, 26 października 2011

Czy można wrócić do czasów sprzed internetu?

Dziś zamiast tekstu "autorskiego" zamieszczam link (tutaj) do rozmowy z prof. Lawrenc'em Lessig'iem (założycielem Creative Commons). Tekst ukazał się w dzisiejszym wydaniu Polityki (nr 44/2831). 

Kanwą rozmowy była kwestia uwolnienia praw autorskich, ale w jej trakcie poruszono także inne tematy. Jednym z nich był przyszłościowy model gospodarki. Warto przeczytać, mimo że znajdziemy tam raczej pytania niż odpowiedzi. Rzecz dotyczy spraw, które dla branży prawniczej są nie bez znaczenia.

sobota, 15 października 2011

List do redakcji

Jest problem prawny? Spokojnie. Zawsze można napisać list do redakcji.

A oto pytanie skierowane ostatnio do pewnego branżowego pisma:

"W marcu 2008 r. zakończyliśmy budowę zespołu bloków mieszkalnych dla TBS pod klucz. W zapisie umowy udzieliliśmy gwarancji na całość robót objętych przedmiotem umowy na okres 72 miesięcy. Czy tak zawarta umowa zobowiązuje nas do wykonywania wszelkich napraw np. wymiany pękniętych sprężyn w mechanizmach zamków drzwiowych, wymiany uszczelek w zaworach grzejników, wymiany zużytych baterii umywalkowych i wannowych. Nasza firma uważa, że tego typu usterki po 34 miesiącach od oddania budynków do użytkowania kwalifikują się do napraw eksploatacyjnych. Proszę o pomoc w tej sprawie popartą odpowiednimi przepisami prawa."

Jak widać, kłopoty prawne można próbować rozwiązywać na wiele sposobów.

sobota, 8 października 2011

Co wiesz o TESCO LAW?

Podobno największe na świecie "laboratorium prawnicze" znajduje się obecnie w Londynie. Wszystko za sprawą Legal Service Act 2007, powszechnie nazywanego Tesco Law. Od 6 października 2011 roku regulacja ta obowiązuje w pełnym zakresie.


Uwolnić rynek
Ustawa miała na celu "uwolnienie" rynku prawniczego w UK, który w ocenie rządu był "archaiczny, nieruchawy, zbyt skomplikowany i niedostatecznie przejrzysty". Antidotum na to miała być liberalizacja tego rynku (przy jednoczesnym wprowadzeniu mechanizmów kontrolnych). Wszystko po to, aby zwiększyć konkurencję, a w efekcie doprowadzić do szerszej dostępności usług prawniczych dla obywateli. Osiągnięciu takiego stanu służyć ma m.in. wprowadzenie możliwości świadczenia usług prawniczych przez podmioty należące do i zarządzane przez "nieprawników" (tzw. ABS - alternative business structures). W ocenie rządu brytyjskiego, potencjalnie zainteresowanymi taką działalnością mogłyby być banki, towarzystwa ubezpieczeniowe czy sieci supermarketów.


Skąd Tesco w Tesco Law
Jak dotąd Tesco nie ogłosiło zamiaru świadczenia usług prawniczych. Swoją nazwę ustawa zawdzięcza wypowiedzi Bridget Prentice, która w trakcie debaty parlamentarnej wyjaśniła, iż celem regulacji jest doprowadzenie do sytuacji, w której "zakup usług prawniczych będzie tak prosty jak zakup puszki fasolki" (a fasolka w sosie pomidorowym jest w angielskiej kuchni jednym z podstawowych dań).




Określenie Tesco Law jest medialnie wdzięczne, niemniej może wprowadzać w błąd. A to dlatego, że sugestywnie narzuca ono pewną wizję skutków, które regulacja może wywołać (powstanie w centrach handlowych punktów oferujących podstawowe usługi prawnicze). Wizja taka jest ułomna - żeby nie powiedzieć naiwna, albowiem ograniczona naszym doświadczeniem. W istocie, Tesco Law stanowi zaproszenie i instrument do tego, aby całkowicie przebudować brytyjski rynek prawniczy. I zapewne dokonają tego nie prawnicy, lecz podmioty spoza branży. Opracowanie i wdrożenie nowych "produktów" będzie wymagało sporych inwestycji, ale rzecz warta jest ryzyka. Do zagospodarowania jest rynek generujący rocznie miliardy funtów.


Rynek uwolniony - co dalej?
Eksperci są w miarę zgodni. 6 października 2011 roku nie byliśmy świadkami Wielkiego Wybuchu na brytyjskim rynku prawniczym, niemniej Tesco Law zmieni ten rynek w perspektywie kilku lat. Jednym z pierwszych nowych graczy jest The Co-operative Group.


Informacje o Tesco Law znajdziesz m.in. na stronie Solicitors Regulation Authority. Warto odwiedzić także Legal Futures.

poniedziałek, 3 października 2011

Perswazyjne wystąpienie oskarżyciela w procesie dr Murrey'a

Kilka dni temu rozpoczął się proces dr Conrada Murrey'a -ostatniego osobistego lekarza Michaela Jacksona. Podczas urlopu, dość przypadkowo, obejrzałem w BBC relację z pierwszego dnia tego reality show. (Biorąc pod uwagę medialną otoczkę sprawy określenie takie uważam za właściwe; "suchy fakt": 29 września br., aplikacja "Michael Jackson Doctor Trial", która umożliwia oglądanie transmisji z procesu przez telefon, stała się nr 1 pośród aplikacji z działu news w sklepie iTunes.)


Jeżeli nie mieliście czasu albo sposobności obejrzenia tego materiału, polecam. Konkretnie: oświadczenie wstępne (opening statement) oskarżyciela Davida Walgrena.


Wystąpienie zostało wsparte prezentacją stworzoną w PowerPoint. Całość (mowa + prezentacja) jest niezwykle perswazyjna (w prezentacji wykorzystano zdjęcia, tekst oraz pliki multimedialne). Przykuwa ona uwagę odbiorcy, któremu precyzyjnie - i pod kontrolą - aplikowane są kolejne informacje. Efekt nie do osiągnięcia przy użyciu samych słów, niezależnie od tego jak sprawnym jest się mówcą.

Prawnicy (zwłaszcza procesowi) powinni to zobaczyć (zajmie to kilkanaście minut):

czwartek, 22 września 2011

Woda, technologia i rachunki bankowe

Okazuje się, że nawet rutynowe czynności mogą być impulsem do przemyśleń. Wczoraj, przy opłacaniu rachunków kancelarii naszły mnie następujące:

  • miesięczny koszt zakupu wody do biura (takiej w baniakach, niezależnie od tej z kranu oczywiście) jest zbliżony do miesięcznej opłaty za korzystanie z telefonu stacjonarnego; ceny dostępu do większości technologii sukcesywnie maleją, a ich wykorzystanie wzrasta; czy nie jest to argument przemawiający za tym, aby prawnicy w większym stopniu zaprzyjaźnili się z technologią w biurze (a przynajmniej, aby nadążali za swoimi klientami)?, i

  • podawanie na fakturze VAT rachunku bankowego w układzie: 12121212121212121212121212 zamiast: 12 1212 1212 1212 1212 1212 1212 stanowi przejaw braku dbałości o klienta, na który mogą pozwolić sobie wyłącznie monopoliści; wskazywanie 26 cyfr ciągiem znacznie wydłuża czas wprowadzania danych do przelewu i zwiększa ryzyko popełnienia błędu; niby drobiazg, ale być może warto spojrzeć na własną fakturę z perspektywy nabywcy...

I to jest ostatni post, który piszę przed urlopem. Kolejny pojawi się około 6 października. O tym dlaczego wtedy, dowiesz się z następnego wpisu. 

sobota, 17 września 2011

Świetne pomysły dla bystrych prawników

Jeżeli odwiedzasz mój blog, zapewne regularnie czytasz i szukasz w internecie informacji przydatnych dla prawników.

W takim przypadku jednym ze stałych punktów programu powinien być - niedawno zliftingowany - blog M. Homann'a "the [non]billable hour".  

Kopalnia "świetnych pomysłów dla bystych prawników" (jak zapewnia nas autor). A wejście do niej tutaj: the[non]billablehour.

poniedziałek, 5 września 2011

Podpis na odpisie pisma procesowego

Ostatnio zostałem wezwany do uzupełnienia braku formalnego pisma procesowego (pod rygorem odrzucenia). Konkretnie - do przesłania podpisanego odpisu (ten załączony przeze mnie podpisu nie miał, a to z tej przyczyny, że był to... odpis). Dla pewności wykonałem telefon do sądu. Potwierdzono - w aktach są dwa egzemplarze mojego pisma, ale tylko jeden podpisany. "Nie, to nie jest pomyłka" - treść wezwania jest jasna, więc o co mi chodzi? "Czytać nie potrafi?"


Odpis v. wtóropis
Otóż czytać "potrafi". I nie boję się z tej umiejętności (bo przecież nie talentu) korzystać. Dzięki niej mogę przeczytać dowolny komentarz do kpc i dowiedzieć się, że odpis pisma podpisany być nie musi (w istocie - podpisany odpis jest wtóropisem czyli kolejnym "oryginałem"). Mogę też "włamać się" do legalisa (lexa etc) i ustalić jak zapatruje się na problem Sąd Najwyższy (np. postanowienie SN z 18.10.2002 r., sygn. akt: V CKN 1830/00 z tezą: "odpisy pisma procesowego nie muszą być podpisane przez stronę (...) jej przedstawiciela lub pełnomocnika procesowego"). Dla mnie dostatecznie przekonywające.


Optymalizacja procesu produkcyjnego
Posta nie piszę po to, aby utyskiwać. Rzecz dotyczy szerszego problemu związanego z funkcjonowaniem instytucji państowych.

Chodzi o automatyzm i bezmyślność. No bo, co stało na przeszkodzie, aby takie pismo (rzekomo obarczone brakiem formalnym, ok ktoś tak uznał) po prostu skserować i nadać sprawie dalszy bieg? Brak czasu? Skończył się toner w maszynie? To nie jest rola sądu? Dwie minuty i byłoby po wszystkim. A tak:

  • ktoś musiał napisać wezwanie, zaadresować kopertę i wysłać pismo (czas pracy - przyjmuję 20 minut; koszt: wydruk + opłata pocztowa + koszty pracy);
  • nasz sekretariat odebrał pismo, zeskanował je, przekazał do załatwienia; pismo przeczytano, przygotowano odpowiedź, zaadresowano kopertę, wysłano (czas pracy: ok. 20 minut, koszty: wydruk + opłata pocztowa + koszty pracy);
  • ogólny czas postępowania sądowego wydłużył się o kilka tygodni (a długość procesu ma znaczenie dla interesów stron).

Zastanawiam się: ile czasu i pieniędzy w skali kraju, rocznie traci się w wyniku takich zbędnych czynności. O ile wydłuża się czas postępowań sądowych? I czy poprawa takiego stanu rzeczy absolutnie wymaga kolejnej reformy, następnej zmiany przepisów, ekstra nakładów w sprzęt i kadry? Może warto byłoby zacząć od czegoś, co w biznesie nazywa się optymalizacją procesów produkcyjnych. Tylko, czy to ja powinienem się nad tym zastanawiać?

środa, 24 sierpnia 2011

Likwidacja postępowania w sprawach gospodarczych

 Betelco

Lato dobiega końca. Niestety, tym razem było mało lata w lecie. Zaklęcia pogodynek na niewiele się zdały. Być może problem należałoby rozwiązać systemowo i wprowadzić przepisy określające "minimalne, wakacyjne parametry pogodowe".


Chciejstwo
Pomysł jest wizjonerski, i co tu kryć - bez szans na
powodzenie. Ustawodawca przyzwyczaił nas jednak do tego, że chciejstwo jest często dostatecznym uzasadnieniem do wprowadzania zmian w przepisach. Z tego powodu zamiast realnych usprawnień na poziomie operacyjnym, zyskujemy wyłącznie... nowe regulacje prawne.


Stało się
Z kodeksu postępowania cywilnego znikają przepisy o postępowaniu w sprawach gospodarczych. Z uzasadnienia (tutaj) projektu nowelizacji dowiadujemy się, że likwidowane postępowanie odrębne nie ma już racji bytu:

"...ważnym czynnikiem, który spowodował wyodrębnienie postępowania w sprawach gospodarczych, było to, że ówczesne, tj. obowiązujące w 1989 r. regulacje Kodeksu postępowania cywilnego były jeszcze obarczone elementami "socjalistycznego" procesu cywilnego...".

A nadto, że na skutek zmian będzie sprawniej, szybciej i... sprawiedliwiej:

"Projekt ma na celu uproszczenie struktury całego postępowania procesowego oraz wprowadzenie rozwiązań, które przyczynią się do usprawnienia i przyspieszenia tego postępowania.
Podkreślić należy, że stosowany aktualnie system prekluzji w postępowaniu odrębym w sprawach gospodarczych wiąże się z nakładaniem na strony postępowania wyższych wymagań (rygorów procesowych) niż w "zwykłych" sprawach cywilnych, którym to wymaganiom nie wszyscy przedsiębiorcy, zwłaszcza mali i średni, mogą sprostać. Powoduje to, że (...) o wygraniu sprawy gospodarczej decydują częściej względy formalne, a nie rzeczywista treść łączącego strony stosunku prawnego."

Uważam, że trafność takiej argumentacji jest wątpliwa. Zwłaszcza co do usprawnienia i przyspieszenia procesów. Ciekaw jestem bardzo, na podstawie jakich to badań i analiz postawiono taką tezę. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale do tej pory wszystkie nowelizacje kpc skutkujące zwiększeniem rygoryzmu i formalizu w sprawach gospodarczych służyć miały właśnie skróceniu czasu tych postępowań. Teraz zaś okazuje się, że osiągnięcie tego celu wymaga działań dokładnie odwrotnych. Dość zawiłe.


Nie bronię postępowań w sprawach gospodarczych. Co więcej, w pełni zgadzam się z zawartym w uzasadnieniu projektu zmian stwierdzeniem, że "profesjonalizmu w dziedzinie, którą zajmuje się strona postępowania (...) nie należy transponować w sferę postępowania, gdyż w tym ostatnim przypadki chodzi o profesjonalizm w zakresie wiedzy prawniczej i jej praktycznego stosowania" a "zbytnie sformalizowanie procesu i nadmierny rygoryzm, powodujące ryzyko zapadania rozstrzygnięć opartych na >prawdzie formalnej< mogą być źródłem tak niekorzystnych zjawisk jak upadłość, czy bezrobocie" (dobrze, że zostało to wprost przyznane, choć dziwi, że dopiero teraz). Mimo to uważam, że likwidacja tego trybu jest błędem. Zabieg ten - po raz kolejny - powoduje zmianę "reguł gry". Stałość tych reguł jest ważna, albowiem jej skutkiem jest przewidywalność wyniku. A przewidywalność rozstrzygnięcia sądowego jest co najmniej tak isotna jak szybkość postępowania. Przez ostatnie lata likwidowana regulacja obrosła orzecznictwem, które w pewnym stopniu to zapewniało. Już wkrótce wskazówki te będą miały walor wyłącznie historyczny. Znowu będzie trzeba ustalać znaczenie poszczególych przepisów.
Zyska na tym Skarb Państwa, niekoniecznie strony.

czwartek, 18 sierpnia 2011

The Prodigy, Woodstock, Barierki i Umowa

Niedawno odbył się 17. Przystanek Woodstock. Frekwencja rekordowa - koncert The Prodigy obejrzało niemal 700.000 osób. Atmosferę zakłócił jednak "barierkowy incydent". Organizatora festiwalu i brytyjskich gwiazdorów - dosłownie i w przenośni - podzielił rząd barierek ochronnych.


Niewtajemniczonym wyjaśniam: koncert The Prodigy zawisł na włosku. Na kilka godzin przed występem Brytyjczycy postawili organizatorowi ultimatum. Albo pomiędzy sceną a publicznością ustawione zostaną barierki, albo nie przylatują do Polski. The Prodigy dopięli swego. Barierki rozstawiono, co wymagało znacznej mobilizacji, albowiem "sprzęt" należało w kilka godzin zorganizować. Cała sprawa wywołała medialną wrzawę, zaś między Panem Jurkiem Owsiakiem a menadżerem zespołu doszło do szorstkiej wymiany zdań (tutaj i tutaj). Dostało się też się polskim przepisom w zakresie organizacji imprez masowych, które Pan Fairs uznał za przestarzałe i niezgodne z "regulacjami europejskimi". Tyle jeśli chodzi o fakty.


Prawników mogą zainteresować przyczyny barierkowego sporu. Otóż, według relacji Pana Owsiaka The Prodigy zażądali barierek w ostatniej chwili, czym mieli całkowicie zaskoczyć organizatora. Z kolei menadżer grupy w wydanym oświadczeniu stwierdził, że obowiązek ustawienia barierek był zastrzeżony w umowie. W odpowiedzi organizator wyjaśnił, że ustne ustalenia z zespołem były inne, a zapis umowny traktowany był jako pewna "formalność".


Po długim, ale koniecznym wstępie przechodzę do sedna. Cała sytuacja dobrze ilustruje problem, z którym stykamy się na co dzień. W Polsce - generalnie - nie ma zwyczaju czytania umów. Zawarte w nich zapisy uważa się za pozabawione jakiegokolwiek praktycznego znaczenia "formułki". A myśli tak i biznesmen i emeryt; student, tokarz i inżynier. A potem jest zdziwienie. Albo lament.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Wysoki Sądzie - czyli sztuka wymowy sądowej

"Zdanie należy rozpocząć od razu od właściwej tezy, którą zamierza się uzasadnić, nie poprzedzając jej żadnymi nic nie znaczącymi słowami, ani też zbędnymi inwokacjami w rodzaju: "Wysoki Sądzie". To także jest błędem nagminnym, stale spotykanym u wielu obrońców, nawet legitymujących się wieloletnią praktyką. Słyszeliśmy kiedyś jednego ze starszych adwokatów, który w dziesięciominutowym przemówieniu użył wyrażenia "Wysoki Sądzie" - 78 razy. Trzeba przyjąć za zasadę, że inwokacji
"Wysoki Sądzie" (...) należy używać rzadko i jedynie w chwili, gdy się pragnie zwrócić uwagę kompletu sądzącego na myśl, tezę czy twierdzenie, do których mówca przywiązuje szczególną wagę. Częste, a więc i monotonne powtarzanie tej inwokacji przestaje pełnić jakąkolwiek funkcję, jest"zapchajdziurą"; zamiast wyrażać szacunek dla wyrokującego sądu na milę zalatuje jałowym pochlebstwem".



Fragment pochodzi z kultowej książki Romana Łyczywka i Olgierda Missuny "Sztuka wymowy sądowej". Książka została wydana dwukrotnie - w roku 1977 i 1982 (wydanie 2. ukazało się po śmierci mec. Missuny i zostało uzupełnione przez mec. Łyczywka). Aż prosi się o reedycję!


Zacytowane wyżej sława napisano ok. 35 lat temu. Fraza "Wysoki Sądzie" nadal pojawia się niezwykle często w wypowiedziach profesjonalnych pełnomocników. Niekiedy mam wrażenie, że gdyby wyciąć z nich inwokacje, "jak dotychczas" i zastrzeżenia w trybie 162, wówczas na sali zapanowałaby ... cisza.



PS Książkę można jeszcze gdzie niegdzie wyszukać (coraz trudniej). Zainteresowym podaję spis treści (wydanie 2):

1. Człowiek i słowo
2. Czy przeżywamy zmierzch mowy?
3. Wybrane kwestie historii wymowy sądowej
4. Rola i znaczenie ustnych wywodów przed sądem
5. Metodyka przygotowania przemówienia sądowego
6. Różne rodzaje przemówień sądowych
7. Struktura przemówienia sądowego
8. Taktyka przemówienia sądowego
9. Forma przemówienia sądowego
10. Pojęcie i granice słowa w przemówieniu sądowym
11. Technika wygłaszania przemówień
12. Szkolenie i samokształcenie w technice przemawiania
13. Prawo autorskie mówcy przemówienia sądowego
14. Przykład przemówień sądowych
15. Sztuka słuchania
Słowniczek zwrotów łacińskich
Bibliografia

czwartek, 4 sierpnia 2011

Bez limitu okrążeń


Czy postępowanie administracyjne może trwać w nieskończoność?
Otóż ... może.



Reformacja i kasacja
Postępowanie administracyjne jest dwuinstancyjne. Od rozstrzygnięcia w pierwszej instancji można się odwołać. Organ wyższego stopnia zbada sprawę raz jeszcze. Jeżeli dopatrzy się uchybień, to zaskarżoną decyzję uchyli.

Teoretycznie na tym etapie powinno nastąpić "załatwienie sprawy", bo roztrzygnięcie skutkujące jej przekazaniem organowi I instancji do ponownego rozpatrzenia stanowi "wyjątek od zasady". W praktyce ów "wyjątek" wyjątkiem jednak nie jest. Dla przykładu: w roku 2010 SKO w Poznaniu uchyliło łącznie 2266 decyzji, z czego do ponownego rozpatrzenia przekazano aż 1799 decyzji czyli niemal 80% (źródło tutaj).


Dwuinstancyjność do kwadratu
Przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania może nastąpić tylko wtedy, gdy organ naruszył przepisy postępowania w zakresie wyjaśnienia okoliczności istotnych dla wyniku sprawy (co ustawodawca - optymistycznie i wbrew dostępnym danym - uznaje za rzadkość). Sądy adminstracyjne uważają, że w takim przypadku organ II instancji nie może "wyręczyć" naruszającego prawo organu I instancji i dokonać samemu niezbędnych ustaleń. Z pewnością przyspieszyłoby to czas załatwienia sprawy ale ... byłoby sprzeczne z zasadą dwuinstancyjności postępowania. A ta w hierachii zasad plasuje się wyżej niż szybkość postępowania. To że w praktyce tak rozumiania zasada może uniemożliwiać stronie uzyskanie decyzji jest traktowane jako nieco uciążliwy ale konieczny skutek uboczny zapewniania standardów praworządności. Stanowisko takie pasuje do modelu teoretycznego, ale nie przystaje do realiów.


Nielimitowana liczba międzyinstancyjnych okrążeń
I dlatego postępowanie administracyjne może trwać w nieskończoność (a przynajmniej tak długo, dopóki wydanie dezyzji stanie się zbędne).

Wójt wyda dezycję,
SKO ją uchyli i przekaże sprawę wójtowi,
wójt wyda raz jeszcze identyczną decyzję (napisze w niej jeszcze, że SKO się nie zna),
SKO znów ją uchyli,
akta sprawy ponownie trafią na biurko wójta, wójt znowu wyda akt (za 3. razem będzie naprawdę zły na SKO i stronę)
i tak w kółko.

I na to nie ma "trybu", bo ustawodawca nie zakładał, że organy adminstracji mogą świadomie działać w sposób sprzeczny z Konstytucją i zasadami ogólnymi postępowania. A niestety mogą i nierzadko tak działają.


PS Obawiam się, że ostatnie zmiany w przepisach dla zwiększenia odpowiedzialności urzędników za błędy nie rozwiążą problemu (tak samo jak jedno okienko nie zmieniło sytuacji przedsiębiorców). Tutaj konieczna jest istotna zmiana przepisów proceduralnych. A należałoby zacząć od ... wprowadzenia obligatoryjnych, cyklicznych szkoleń z kpa dla urzędników. Po to, aby kodeks postępowania administracyjnego przestał być "zbiorem luźnych wytycznych, które być może kiedyś warto byłoby przeczytać".

wtorek, 26 lipca 2011

Względność i relatywizm

















Niedawno miałem okazję obserwować negocjacje prowadzone przez dwóch doświadczonych prawników.

W ich trakcie jeden z nich, motywując swoje stanowisko, odwołał się do argumentu uczciwości. W odpowiedzi drugi stwierdził: "uczciwość jest pojęciem względnym". Pierwszy z nich gwałtownie zaprotestował: "nie, Panie mecenasie - uczciwość jest jak najbardziej pojęciem bezwzględnym. To jest zero jedynkowe - albo jest się uczciwym, ale jest się nieuczciwym. Kropka."

Bardzo spodobała mi się ostatnia wypowiedź. Nie wdając się w filozoficzne dywagacje, uważam że trafnie oddaje ona istotę sprawy. Tak właśnie jest - zarówno na niwie zawodowej, jak i prywatnej.

Konkluzja: tocząc spór nie warto posługiwać się komunałami, które są łatwe do obalenia przez przeciwnika, a wywołują fatalne wrażenie na odbiorcach. 

poniedziałek, 11 lipca 2011

Zamrożone wynagrodzenia

Część sędziów i prokuratorów wyraziła dziś sprzeciw wobec rządowych planów zamrożenia waloryzacji płac w roku 2012. Trudno się im dziwić. Przy stale rosnących kosztach życia takie zamrożenie oznacza zmniejszenie siły nabywczej wynagrodzeń, które i tak należą do najniższych w Europie (mniej zarabia się jedynie w Bułgarii, o czym można przeczytać tutaj).

Przy tej okazji chciałbym napomknąć o wysokości stawek urzędowych z tytułu zastępstwa procesowego wykonywanego przez radców prawnych i adwokatów. Ich wysokość określa rozporządzenie z roku 2002. Od niemal 10 lat utrzymują się one na niezmienionym poziomie. Nie wiem czy istnieje w Polsce inny - równie długo obowiązujący - akt prawny, ustalający "na sztywno" wynagrodzenie za pracę (upierałbym się, aby tak właśnie określać nasze "czynności przed organami wymiaru sprawiedliwości"). Dla porównania - minimalna płaca w 2002 roku wynosiła 760 zł, zaś obecnie wyraża się ona kwotą 1.386 zł. Stanowi to wzrost o niemal 100 procent (a dokładnie o 82 procent)...

Zastanawiam się co takiego - zdaniem ustawodawcy - stało się na planecie "profesjonalnych pełnomocników"? Czy zatrzymał się na niej czas? Czy nastała epoka lodowcowa? 

wtorek, 5 lipca 2011

Biret jak toga - zły pomysł

Propozycja, aby absolwenci prawa - bez jakichkolwiek dodatkowych szkoleń - mogli występować jako pełnomocnicy w postępowaniach cywilnych przed sądami rejonowymi jest pomysłem złym. Nie dlatego, że godzi w interesy prawników "korporacyjnych", ale z tego powodu, że studia prawnicze nie przygotowują do takiej roli. A jeśli argument ten jest bez znaczenia, to dlaczego ograniczać się wyłącznie do magistrów prawa?


Nie licząc przypadków wybitnych i beznadziejnych, potrzeba od 3 do 5 lat intensywnej praktyki, aby z magistra prawa uczynić samodzielnego prawnika (być może okres ten mógłby być nieco krótszy, ale to wymagałoby radykalnej zmiany modelu kształcenia). W niektórych profesjach tak po prostu jest. Proces zdobywania doświadczenia trwa, co trafnie ujął Niels Bohr w stwierdzeniu, że "ekspert to taki człowiek, który popełnił wszystkie możliwe błędy w bardzo wąskiej dziedzinie". Z tego powodu na całym świecie istnieją zawody regulowane, których wykonywanie wymaga osiągnięcia pewnego poziomu (potwierdzonych odpowiednio) kompetencji.


W Rzeczpospolitej z 4 lipca br., (tutaj) przywołano słowa Roberta Kropiwnickiego (poseł PO), który wyjaśnił, iż proponowane zmiany mają na celu "zwiększenie dostępu do fachowych pełnomocników prawnych w najprostrzych sprawach rozstrzyganych w sądach rejonowych". Koncepcja - jako taka - jest absolutnie słuszna. W pełni popieram.

Problem tkwi jednak w tym, że (1) projekt nie zakłada dostępu do  f a c h o w y c h  pełnomocników (jest odwrotnie), a (2) sądy rejonowe nie rozstrzygają spraw  n a j p r o s t r z y c h (załatwiają sprawy przypisane do ich właściwości rzeczowej, która nie jest skorelowana ze stopniem skomplikowania sprawy oraz jej znaczeniem dla interesów stron). Niestety, przeciętny wyborca może tego nie wiedzieć...

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Na arabskim suku

Rzeczą, która uderza polskiego turystę odwiedzającego pierwszy raz arabski suk jest wszechobecny brak etykiet z cenami. To dezorientuje. Bez znajomości lokalnych cen nie ma się punktu odniesienia przy negocjacjach. W dłuższej perspektywie jest to uciążliwe, i stąd pod koniec urlopu tęsknimy za polskimi sklepami. Chcemy aby zakupy przestały być czasochłonnym rytuałem, a stały się znów prostą czynnością.


Panie mecenasie, ile?
Osoba po raz pierwszy wybierająca się do prawnika może czuć się podobne do turysty na arabskim targu. W naszej branży - generalnie - nie posługujemy się dostępnymi publicznie "cennikami". Większość usług musi (???) być wyceniona indywidualnie. Zanim to nastąpi potencjalny klient może uzyskać jedynie ogólne informacje o wysokości stawki godzinowej, cenie konsultacji czy prostej usługi. Praktyczna wartość takiego komunikatu jest niewielka. Na jego podstawie klient nie pozna odpowiedzi na kluczowe pytanie: "ile to będzie kosztować?"

W dłuższym okresie stan taki nie może się utrzymać. Powszechny dostęp do informacji (internet) zwiększa świadomość konsumentów, zmienia przebieg procesów zakupowych i relacji pomiędzy sprzedającymi a kupującymi (na korzyść tych drugich). Nie ma przy tym jakichkolwiek racjonalnych podstaw do tego, aby pielęgnować w sobie przekonanie, że tendencja ta nie dotyczy branży prawniczej.


"Informacje" ze strony www
Większość kancelarii prawnych posiada własną stronę internetową. Niezależnie od rozmiaru działalności,  profilu i rodzaju klienteli strony te (z nielicznymi wyjątkami) nie zawierają żadnych informacji o cenach świadczonych usług.

Substytutem cennika jest niekiedy podstrona o zasadach ustalania wynagrodzenia kancelarii. W zależności od inwencji autora teksty takie są mniej lub bardziej obszerne, ale wszystkie dzielą wspólną cechę - nikt ich nie czyta. Trudno się temu dziwić - piętrowe (i często teoretyczne) "wywody" o wynagrodzeniu wg stawki godzinowej, zasadach ustalania ryczałtu czy rozliczeniach w "systemie mieszanym" nie mają dla klientów żadnego znaczenia. Nie dostarczają bowiem odpowiedzi na podstawowe pytanie "ile?". Dopóki to się nie zmieni, dopóty strona internetowa kancelarii nie będzie "sprzedawać" - w formacie "bezcennym" po prostu nie ma takiej możliwości.


Panie mecenasie, ile (i dlaczego tak drogo)?
Różne gremia prawnicze narzekają, że Polacy nie mają zwyczaju korzystać z pomocy prawnej. Jako przyczyny takiego stanu rzeczy wskazuje się "niską świadomość prawną społeczeństwa" oraz obiegową opinię o wysokich cenach usług prawniczych. Czy wobec braku dostępu do informacji cenowej przekonanie o astronomicznych honorariach prawników może jednak kogokolwiek dziwić?

wtorek, 14 czerwca 2011

Prawnicy i media społecznościowe

W 2009 roku miałem okazję wysłuchać wystąpienia Richarda Susskinda (o jego książce pisałem tutaj) na temat przyszłości usług prawniczych. W trakcie przemówienia, dla zilustrowania tezy o powszechnym wykorzystywaniu mediów społecznościowych, prelegent zapytał publiczność o to czy używają youtube'a, facebook'a czy twittera. Pan Susskind popełnił taktyczny błąd - zadał pytania, na które nie znał odpowiedzi (choć myślał inaczej). Odzew z sali był praktycznie zerowy.


Nie do końca sprawa pokoleniowa
Średnią wieku uczestników opisanego wyżej wykładu określiłbym jako 50+. Okoliczność ta jest istotna w kontekście korzystania z mediów społecznościowych, albowiem w tej grupie wiekowej nie są one szczególnie popularne. Z moich obserwacji wynika jednak, że także prawnicy z "wyższym" nr pesel generalnie nie używają (jeszcze?) mediów społecznościowych w związku ze swoją aktywnością zawodową. Nie znają, nie mają czasu, nie potrzebują.
Czy stan ten ulegnie zmianie? Pewnie tak, ale kiedy i do jakiego stopnia trudno dziś stwierdzić.


Nie tylko w Polsce
Wydaje się, że tendencja taka występuje także na bardziej rozwiniętych (technologicznie i organizacyjnie) rynkach prawniczych. Oczywiście skala wykorzystania platform społecznościowych przez prawników jest tam większa, ale nie jest tak, że udział w tych mediach jest standardem. Świadczy o tym pośrednio choćby ilość materiałów, które mają na celu dostarczenie podstawowych informacji o narzędziach społecznościowych (zauważ: w roku 2011 - nie licząc publikacji w stylu "internet dla seniorów" - nie ma już potrzeby zamieszczania instruktaży pn."co zrobić by mieć własny e-mail").


Gdzie dowiedzieć się więcej?
Social media funkcjonują dzięki internetowi i tam też znajdziesz informację o tym jak z nich korzystać. Jeżeli nie masz zbyt wiele czasu (a zapewne tak właśnie jest) polecam broszurę opracowaną przez firmę Robert Half "Business Etiquette: the new rules in a digital age". Dowiesz się z niej m.in. jak korzystać z LinkedIn, czy dodać swojego szefa do grona znajomych na facebook'u oraz dlaczego warto dobrze zatytułować e-maila.
Krótko, syntetycznie i na temat.

czwartek, 19 maja 2011

Kasator. Prawnik kasator.

Inicjatywa wyselekcjonowania wąskiego grona prawników uprawnionych do występowania przed Sądem Najwyższym wywołała spore zainteresowanie. Na chwilę zawrzało (choć mocno wątpię, aby pomysł ten został zrealizowany).


Koncepcja ma zwolenników i przeciwników, a każda grupa swoje argumenty (przy okazji - w 1. Midzie zamieszczono ciekawy materiał pt. "Zdolność postulacyjna w krajach Europy", na czasie).


Mnie osobiście zaintrygowały dwa głosy:

1. Pana sędziego Stanisława Dąbrowskiego, Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, który wyjaśnił, iż pomysł jest nie tyle wywołany złą jakością skarg kasacyjnych, co sfomalizowaniem procedury, obrosłej orzecznictwem, bez którego znajomości trudno ją stosować; trudno nie zgodzić się z takim poglądem, ale trudno też nie zadać  następujacych pytań: czy procedura jest wartością samą w sobie?, co stoi na przeszkodzie do jej odformalizowania?, dlaczego przepisy proceduralne wymagają aż takiego obudowania orzecznictwem? i  jak ma się orzeczenictwo do źródeł prawa?;

oraz

2. Pana Adama Bodnara (Sekretarza Zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka), który zauważył, że Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu przygotował swój podręcznik pisania skarg i może warto byłoby, aby także Sąd Najwyższy opracował własne instrukcje; tutaj dochodzimy do sedna sprawy: po pierwsze edukacja, po drugie edukacja i po trzecie edukacja; bo można zmieniać prawo (kpc jest tego dowodnym przykładem), można tworzyć nowe specjalizacje (i robić inne jeszcze rzeczy za pieniądze podatników czyli nasze), ale można i bez tego kształtować pożądany stan rzeczy; i nie mogę zrozumieć dlaczego taka idea nie może się u nas przebić  (podobnie jak nie rozumiem dlaczego jedynym materiałem, do którego w opisywanym temacie może sięgnąć fachowy pełnomocnik jest  ... "Metodyka pracy sędziego w sprawach cywilnych" Pana sędziego Henryka Pietrzkowskiego).


A jaki jest Twój pogląd w sprawie?

poniedziałek, 16 maja 2011

Debata w bibliotece ...


Albert Julius Franke [1860-1924], Debata w bibliotece



















Rok 2011. Czy prawnicy nadal chcą być postrzegani w taki sposób?


Czy obraz nie oddaje kwintesencji dominującej w branży prawniczej "estetyki" (od wystroju wnętrz przez konwencje w relacjach z klientami po wygląd stron www)?


Czy "estetyka" ta nie jest głęboko osadzona w sposobie funkcjonowania branży jako takiej (od narzędzi pracy przez kulturę pracy po relacje z pracownikami)?


I czy nie czas na gruntowny lifting?  


PS W sobotę, 14 maja obraz był do nabycia w poznańskim Artykwariacie.

niedziela, 8 maja 2011

JD SUPRA - sprawdź to! (Spróbuj przystawki. Zobacz menu. Zamów całe danie.)

Słyszeliście o JD Supra? Jeśli nie to polecam wizytę na stronie. W mojej ocenie jest to przedsięwzięcie o dużym znaczeniu dla zmieniającej się (w ujęciu globalnym) branży prawniczej.

Czy w nadchodzących latach JD Supra i podobne projekty staną się jednym z podstawowych standardów komunikacji na linii prawnik-potencjalny klient? Nie wiem, ale wydaje mi się, że jest to prawdopodobny kierunek zmian.


JD Supra to repozytorium dokumentów zawierających informacje prawne. Materiały dostarczane są przez prawników, którzy w ten sposób budują swój ekspercki wizerunek (zgodnie z ideą: "Give content. Get noticed."). Dostęp do artykułów jest darmowy (można je przeczytać na stronie lub pobrać w pdf lub wordzie). Celem dzielenia się wiedzą jest dotarcie do potencjalnych klientów oraz osób "wpływowych".


W JD Supra warte odnotowania (i rozważenia) są co najmniej dwie kwestie:

1. zawartość - sama koncepcja przedsięwzięcia
"wymusza" utrzymanie wysokiego poziomu merytorycznego prezentowanych tam materiałów (tylko wtedy publikacja
wspiera budowę reputacji); mechanizm ten powoduje, iż JDS nie jest bazą informacji lecz bazą wiedzy (pomiędzy informacją a wiedzą istnieje zasadnicza różnica); przejście z poziomu informacji do wiedzy oznacza radykalną zmianę jakości zasobów dostępnych online (dodaję: za darmo i dla każdego), co istotnie zwiększa ich funkcjonalność;

2. długofalowe skutki transferu wiedzy eksperckiej do domeny publicznej - ujmując rzecz obrazowo (i odwołując się do tytułu tego posta): czy serwowane za darmo przystawki nie staną się z czasem na tyle treściwe, że przy mniejszym głodzie wyeliminują potrzebę zamówienia dania głównego? jeżeli tak, to w jakich przypadkach takie dania będą zamawiane, przez kogo i z czego będą się składać? w poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania być może warto sięgnąć do ostatniej książki R. Susskinda (szczególnie rozdziału IV); jedno jest pewne: zmiany się dzieją.

środa, 4 maja 2011

Kiedy prawnik idzie do sądu we własnej sprawie

New York Times doniósł, że Prince został pozwany przez obsługującą go firmę prawniczą o zapłatę wynagrodzenia. Dług wynosi ok. 700.000 USD i obejmuje honorarium za prowadzenie sprawy rozwodowej piosenkarza oraz reprezentowanie w innych sporach. NYT nie podaje motywów, którymi kierował się Prince odmawiając uregulowania rachunku. Sprawa jest medialna i zapewne jej przebieg będzie monitorowany przez dziennikarzy.  


Czy prawnik może dochodzić swojej zapłaty przed sądem?
Opisana wyżej sytuacja (choć przez media przedstawiona anegdotycznie) dotyczy tematyki niezwykle złożonej, i to w każdej szerokości geograficznej (także w naszej). 

Decyzja o sądowym dochodzeniu własnych roszczeń jest podejmowana przez prawników jedynie w przypadkach wyjątkowych. Jestem przekonany, że zawsze jest ona poprzedzona wszelkimi możliwymi próbami polubownego rozwiązania sporu. 

Do rzeczy jednak. W odpowiedzi na postawione w podtytule pytanie należy stwierdzić: żadne obowiązujące w Polsce przepisy nie pozbawiają prawników możliwości sądowego dochodzenia własnych wierzytelności. Powództwa takie przecież są wytaczane i uwzględniane. Szkopuł tkwi jednak w szczegółach.


Jak?
W tym miejscu nie mam zamiaru opisywać ogólnych kwestii proceduralnych. Chodzi mi natomiast o rzecz podstawową w kontradyktoryjnym procesie czyli wykazanie zasadności roszczeń. Każdy prawnik wie jak rozkłada się ciężaru dowodu w postępowaniu cywilnym. W przypadku usług prawniczych dowodzenie może nie być rzeczą prostą. No bo jak wykazać należyte wykonanie takiej usługi i jej kluczowe (cenotwórcze) parametry (stopień skomplikowania, niezbędny nakład pracy, jakość realizacji etc)? Jedynym sposobem wydaje się być przedstawienie dokumentów, które wykonanie usługi ewidencjonują (ale uwaga: umowa z klientem takim dokumentem nie jest). I tu pojawia się podstawowy problem: materiały takie często mogą zawierać informacje objęte tajemnicą zawodową. Obowiązek zachowania tajemnicy wynika zarówno z ustaw, jak i zasad etyki, jest jednym z podstawowych obowiązków zawodowych i obejmuje "wszystko to o czym adwokat/radca prawny dowiedział się w związku z udzielaniem pomocy prawnej". Regulacje prawne, jaki i orzerznictwo związane z problematyką tajemnicy zawodowej nie dają w tym względzie podstaw do wyłączeń. "Wszystko" to wszystko - bez względu na cel ujawnienia takich informacji (pomijam w tym miejscu kontrowersyjną możliwość zwolnienia z obowiązku tajemnicy na gruncie kpk czy mechnizmy związane z przeciwdziałaniem finansowania terroryzmu i "praniem brudnych pieniędzy"). Pojawia się więc tu szczególnego rodzaju konflikt: skorzystanie przez prawnika z prawa do sądu może skutkować naruszeniem obowiązku zachowania tajemnicy zawodowej.


Potrzebne wytyczne
W mojej ocenie rzecz jest na tyle doniosła, że wymaga zajęcia stanowiska przez odpowiednie organy korporacyjne. Kwestia ta powinna być jednoznacznie rozstrzygnięta. Leży to zarówno w interesie klientów, jaki i samych prawników. Niniejszym sygnalizuję problem.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Przesyłka w czarnej folii

Kwiecień obfituje w wydarzenia. Wczoraj po kilku dniach nieobecności w domu zajrzałem do skrzynki pocztowej (tradycyjnej). Czekała tam na mnie przesyłka opakowana w grubą, czarną folię...



W środku MIDA MAGAZYN DLA PRAWNIKÓW NR 1 (1). Przekartkowałem, przeczytałem i ... jestem pod ogromnym wrażeniem.

Mida jest naprawdę świeża. Zawartość ciekawa i prezentująca szeroką perspektywę. Całość w świetnej szacie graficznej. Tytuł ten nie tyle wypełnia lukę na polskim rynku wydawnictw dla prawników, co ma szansę stworzyć na nim nowy standard. Pierwszy numer stawia poprzeczkę bardzo wysoko.


Przyszłe losy projektu Mida stanowić będą także swego rodzaju test dla środowiska prawnicznego w Polsce. Ambicją redaktor naczelnej Midy - Pani mec. Jolanty Budzowskiej jest stworzenie płaszczyzny wymiany poglądów. To, że takie forum do tej pory nie funkcjonowało jest faktem.

Czas pokaże, czy było to spowodowane brakiem odpowiedniej ku temu platformy, czy też podstawową przyczyną jest środowiskowy brak potrzeby zaangażowania się w dyskusję. 

piątek, 15 kwietnia 2011

Ranking Kancelarii Prawniczych 2011 - info

Dziś Rzeczpospolita opublikowała Ranking Kancelarii Prawniczych 2011. Dowiadujemy się, że: rynek się rozgrzewa, kancelarie znowu zatrudniają, SKS dominuje (ponownie) w rankingu specjalistów, 3 kancelarie przekroczyły 100 mln obrotów, rok nie był najgorszy, a lokalni liderzy zakładają biura w Warszawie. Poza tym cyfry: ilość prawników, przychody, dochody, wybrane transakcje.

Uderza nieobecność niektórych kancelarii, także lokalnych, które kwalifikowałyby się do rankingu.

Osobiście zaskakuje mnie fakt, iż w rankingu nie zamieszczono jakichkolwiek materiałów o nowych trendach w branży. Pod tym względem ranking jest niezwykle "statyczny" i niewiele różni się od edycji np. z 2005 roku (przyznacie, że w 2011 świat jest już trochę inny).

Wartość "poznawcza" umiarkowana (ale dobrze, że jest).


PS Ciekawostka: największym polskim zespołem - wg RKP 2011 - jest oddział Salans ze 144 osobowym składem. W maju 2011 roku DLA Piper połączy się z autralijskim DLA Phillips Fox, tworząc DLA Piper Australia. Firma dysponować będzie zespołem 4.100 prawników, stając się największą firmą prawniczą na świecie.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Trening robi wynik

Z roku na rok wzrasta popularność biegania i nordic walkingu. Czy nie jest to zastanawiające? Po co doskonalić czynności, które opanowaliśmy już we wczesnym wieku dziecięcym?


Porównanie z bieżni
Wyobraźcie sobie biegacza, który od 3 lat, regularnie uprawia jogging. 2 razy w tygodniu przebiega w jednostajnym tempie taki sam dystans. Pomimo konsekwentnego treningu osoba taka nie poprawi swoich osiągnięć. Nie będzie biegać szybciej i dalej. Dlaczego? Bo nie urozmaica treningu. Nie pracuje nad szybkością i wydolnością. Nie wzmacnia mięśni i
elastyczności. Nie robi tych rzeczy, które umożliwiają rozwój.


Mówienie i pisanie - wyczynowo
Zgoda, to nie jest sportowe forum dyskusyjne. Skoro jednak mowa o podstawowych zdolnościach (chodzenie, bieganie), to takimi są też mówienie i pisanie. Umiejętności te można i trzeba rozwijać. 

Zaskakujące jak spora część prawników (czyli ludzi zarabiających mówieniem i pisaniem) nie jest tego świadoma. Standardową reakcją na pytanie: co w ostatnich 12 miesiącach zrobiłeś dla poprawy umiejętności pisania i mówienia? będzie ... zaskoczenie. Po chwili padnie odpowiedź: nooo, nic (jeżeli 1 rok to za krótko, niech będzie 24 lub 36 miesięcy - odpowiedź raczej nie zmieni się).

Czy oznacza to, że nasze zdolności w tym zakresie są rozwinięte do granic możliwości? Jeżeli tak, to gdzie i kiedy udało nam się osiągniąć taki poziom zaawansowania?

Uniwersytet. Zapewne umiejętności (profesjonalnego) mówienia i pisania pochodzą z czasów studenckich. Tyle, że na studiach - zasadniczo - nie było z tego zajęć. Może więc liceum? Pisało się dyktanda, rozprawki, recytowało wiersze (zwłaszcza w pierwszych latach). Jednak to były innego rodzaju "ćwiczenia". Zostaje zatem szkoła podstawowa. Tak, to na  tym etapie nabyliśmy podstawowe umiejętności mówienia i pisania. Gdy opanowaliśmy je w stopniu dostatecznym to - w przekonaniu, że "dalej samo pójdzie" - przestaliśmy zdolności te rozwijać. Problem w tym, że "samo nie pójdzie". Jest z tym dokładnie tak jak z bieganiem.

Photo by Vasillisa